Koniecznie muszę opowiedzieć wam autentyczną historię o kocim macierzyństwie:
Pewna pani z wielkim trudem namówiła swego męża na przyjęcie pod dach ich 1-rodzinnego domu błąkającą się po okolicy bezdomną kotkę.
I w bardzo niedługim czasie pani została zredukowana do roli dostarczycielki pokarmu, małoletnie dzieci są omijane szerokim łukiem, natomiast wielką miłością do siebie zapałali właśnie pan z kotką !!! Do tego stopnia, że pan zbudował w ogrodzie domek dla kotusi, ponieważ tam właśnie lubiła ona przebywać.
Kotka odbyła wizyty u weterynarza, została wykastrowana.
Idylla trwała, kiedy sąsiadka ni stąd ni zowąd pogratulowała pani kociego przychówku, które dojrzała przez płot ! Okazało się, że w domku były 2 kocie maluszki ! Jakim cudem u bezpłodnej kotki, która w ciąży nie była
Taka sytuacja trwała jakieś 2 tygodnie, kiedy z ogrodu dobiegły odgłosy strasznej awantury: kocie wrzaski, piski, kotłowanina domowej kotki z udziałem jakiejś obcej
W wyniku tej awantury okazało się, że oba kociątka zostały uprowadzone biologicznej matce, ta przez kilkanaście dni szukała swoich dzieci, a kiedy je odnalazła, to maluchy posłusznie poszły za biologiczną matką, porzucając, jakby nie nazwać, kidnaperkę.
I jak tu skomentować taką sytuację ?
Bardzo jestem ciekawa waszych opinii.